Zmęczenie materiału. Tak chyba mogłabym określić to, co działo się ze mną przez ostatni miesiąc. O ile jeszcze zdarzało mi się gotować czy piec, zrobienie zdjęcia i dodanie wpisu na blogu stawało się jednak czymś awykonalnym. Choć głowa była pełna pomysłów, blogowy świat i setki oglądanych codziennie przepisów przytłaczały mnie.
Ale chyba wracam, powoli. Ale zaczęło mi brakować codziennych wędrówek po blogach i radości dzielenia się z innymi tym, co się samemu przygotowało. Nie obiecuję dawnej aktywności, ale postaram się więcej Was i bloga nie zaniedbywać:)
Dlatego dziś przedświąteczna propozycja dla łasuchów - stollenowe ślimaki. Jeśli Wam (jak i mi) zawsze marzyło się upieczenia niemieckiej strucli stollen, jednak nigdy (jak i mi) Wam się to nie udało, mam dla Was coś równie pysznego. Drożdżowe ślimaki, które przypominać mają to tradycyjne ciasto, choć są szybsze w wykonaniu. Delikatne, miękkie ciasto wypełnione bakaliami i marcepanem to świetna propozycja, by wprowadzić się w świąteczny nastrój. Przepis zmodyfikowany przeze mnie pochodzi z tej strony.
Składniki na 18 bułek
1 pomarańcz
4 łyżki Cointrau lub innego likieru pomarańczowego
100 g suszonej żurawiny
100 g kandyzowanych skórek z cytrusów lub mieszanki suszonych owoców egzotycznych
100 g niesolonych pistacji, posiekanej
550 g mąki pszennej
20 g drożdży
250 ml mleka
85 g cukru
szczypta soli
85 g masła
1 jajko
1/3 łyżeczki gałki muszkatołowej
150 g marcepanu
1/4 szklanki mleka
1/2 szklanki cukru pudru
Skórkę z pomarańczy ścieramy do miseczki, dodajemy sok z połowy pomarańczy i likier. Dodajemy żurawinę, kandyzowane skórki, mieszamy i odstawiamy.
Przygotowujemy zaczyn - drożdże rozkruszamy, dodajemy odrobinę mąki, cukru, zalewamy małą ilością mleka i mieszamy do połączenia składników. Odstawiamy w ciepłe miejsce, by zaczyn zaczął pracować.
Do miski wsypujemy mąkę cukier, dodajemy gałkę muszkatołową i wlewamy zaczyn. Zaczynamy miksować na niskich obrotach. Dodajemy mleko oraz roztrzepane jajko. Na koniec dodajemy roztopione masło i szczyptę soli. Całość miksujemy, by ciasto było miękkie i nie lepiące się do rąk. Gotowe przekładamy do natłuszczonej miski, przykrywamy i odstawiamy na około 1 godzinę, by podwoiło objętość.
Wyrośnięte ciasto wałkujemy na placek o wymiarach 17x80 cm na podsypanym mąką blacie. Na całej długości układamy namoczone bakalie, posypujemy pistacjami, zostawiając przy jednym z brzegów margines ok. 3cm.
Masę marcepanową wałkujemy rękoma na wałeczek o długości takiej, jak dłuższy bok ciasta. Układamy około 4 cm od brzegu. Zwijamy ciasto w rulon, sklejamy bok i tniemy na około 4 cm bułeczki. Układamy w blaszce, wyłożonej papierem do pieczenia, tak, by bułki nie stykały się ze sobą (jeszcze urosną).
Przykrywamy i zostawiamy na 1 godzinę do wyrośnięcia.
Piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni. Bułeczki smarujemy mlekiem i wstawiamy do piekarnika. Pieczemy 15-20 minut, aż zezłocą się na wierzchu. Wyjmujemy do przestygnięcia.
Lukier przygotowujemy mieszając cukier puder z odrobina wody. Polewamy nim bułki, po wierzchu można posypać posiekanymi pistacjami lub kandyzowaną skórką pomarańczową.
Świetna propozycja!
OdpowiedzUsuńCieszę się Korniczku,że jesteś. Czasami tak jest,że potrzebujemy wytchnienia, a fajnie tak potem wrócić:)
OdpowiedzUsuńA ślimaki stollenowe wyglądają obłędnie!:)
Pozdrowienia:*
Uśmiecham się na Twój powrót i częstuje ślimaczkami, bo na pewno wyśmienite:). A stollen już za mną - oczekuje na Wigilię:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cie, Korniś, gorąco i już teraz wszystkiego najpiękniejszego na Boże Narodzenie Ci życzę! Dużo energii! Niekoniecznie na blogu - przede wszystkim w życiu!
Kamilo, ciesze się, że Ci się podoba:)
OdpowiedzUsuńMadziu, miło mi czytać to, co piszesz i faktycznie fajnie wrócić:) buziaki!
Ewelinko, ah, jak zobaczyłam Twój stollen to chciałam lecieć go piec. Co roku chcę, by gościł na moim stole, ale przegrywam z tradycyjnymi pomysłami Mamy typu makowiec i piernik), więc wybrałam te bułki na pocieszenie:)
Również ślę pozdrowienia i moc uścisków. Mam nadzieję, że świąteczny magiczny nastrój już Cię dopadł od razu człowiekowi jakoś tak cieplej na sercu, prawda?:)
miałam ostatnio podobny okres. Po tak długiej nieobecności na blogu i braku codziennego rytuału podglądania poczynań innych nie wiedziałam od czego zacząć. Tyle się tego nazbierało pod moją nieobecność! powoli nadrabiam zaległości, a w głowie aż huczy od nowych pomysłów... Twój blog jest inspirujący i bardzo lubię tu zaglądać, więc nie opuszczaj nas :( przepyszne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńPiękne bułeczki ;] Co prawda Stollen zdarzyło mi się raz popełnić i w sumie warto byłoby to powtórzyć (przypomniałaś mi o niej! ^^), ale takie maluszki, krewniaczki niemieckiej strucli są bardzo obiecującą alternatywą :D
OdpowiedzUsuńA przerwą i zmniejszoną aktywnością na blogu się nie przejmuj, w końcu blog powinien być przyjemnością, a nie przykrym obowiązkiem ;)
Fajnie znów Cię widzieć - czytać:)
OdpowiedzUsuńFaktycznie kilka razy przymierzałam sie już do stollen, ale zawsze coś... bułeczki to fajna alternatywa i są tak rozkosznie piękne!!
Pozdrawiam cieplutko!
DaisyDukes, bardzo dziękuję za miłe słowa. Postaram się:)
OdpowiedzUsuńToczko, polecam bułeczki, ciekawe czy smakują podobnie jak prawdziwy stollen:) będę musiała wkrótce i ja zabrać się za struclę:)
Asiu, dziękuję! też mam to "zawsze coś":)
i ja pozdrawiam:)
Rozumiem Cię, Korniku, doskonale. Tyle tylko, że moja słabsza blogowa forma trwa już od maja chyba. Zawsze myślałam, że to będzie taki trwały, radosny punkt mojego życia, a tu proszę: w zeszłym roku 140 wpisów, a w tym ledwie 70. I dokładnie o tyle mniej zabawy w kuchni. Mam nadzieję, że nowy rok przyniesie mi nową porcję zapału i chęci. Póki co wracam do regularnego przeglądania i komentowania blogów. Taki mały kroczek na przód...
OdpowiedzUsuńBułeczki są świetne, chętnie bym sobie zjadła taką, na jutrzejsze śniadanie na przykład (uwielbiam planować kolejne posiłki...).
Pozdrawiam! :)
piekny "powrót" :) super bułeczki.
OdpowiedzUsuńkorniku, to jest jedyny blog kuli, ktory 100% pokrywa sie z moimi smakami! moze tylko kilka przepisow więcej na jakies pysznosci z przetworzoną soją, tofu itp. ale i tak jest super! pisz więcej i częściej, ale tylko z przyjemnością :))
OdpowiedzUsuńOliwko, nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć powrotu zapału i chęci oraz głowy pełnej pomysłów kulinarnych:)
OdpowiedzUsuńCo do planowania, to ja właśnie w drugą stronę, raczej na freestajlu, ostatnio wpadłam do domu po pracy i stwierdziłam, że muszę upiec chleb:)
Bernadeto, dziękuję!
at, bardzo miło mi to czytać, bardzo. A do tofu się przymierzam, obiecuję, że coś wkrótce z nim zmajstruję:)
Pozdrawiam ciepło!