Żeby nie było, że mam w domu tylko jedną książkę kucharską autorstwa B. Grangera, z której ciągle coś gotuję, dziś coś z nowej Nigelli. W zasadzie zajęła ona już miejsce Australijczyka w moim łóżku (tak tak, śpię z książkami, bo lubię sobie na dobranoc pooglądać obrazki:))
Składniki na 4 porcje
2 łyżki oliwy czosnkowej
1 cebula, pokrojona w plasterki
szczypta soli morskiej
1 zielona papryczka chilli, oczyszczona i drobno posiekana
2 cm kawałek imbiru
1/4 łyżeczki pokruszonego chilli
po 1 łyżeczce kurkumy, kuminu, kolendry, imbiru
400 ml mleka kokosowego
600 ml bulionu warzywnego
1 łyżeczka cukru
1 łyżka pasty z tamaryndowca
po 350 g kalafiora i brokuła podzielonych na różyczki
100 g zielonej fasolki szparagowej
125 g minikolb kukurydzy, przekrojonych na pół
150 g groszku cukrowego
2 łyżki posiekanego koperku lub kolendry
W dużym rondlu rozgrzewamy oliwę i smażymy posypaną solą cebulę, aż się zeszkli, potem dodajemy posiekaną papryczkę chilli, pokrojony w cienkie paski imbir i smażymy minutę, mieszając od czasu do czasu.
Dodajemy pokruszone chilli, kurkumę,kumin, kolendrę i imbir, dobrze mieszamy i smażymy przez koleją minutę. Wlewamy mleko kokosowe i bulion, dodajemy cukier, pastę z tamaryndowca i mieszamy całość.
Doprowadzamy do wrzenia, wrzucamy kalafiora i brokuła. Gotujemy 10 minut, następnie dodajemy fasolkę szparagową i kukurydzę. Po 5 minutach warzywa powinny być gotowe, jeśli nie, gotujemy jeszcze chwilę.
Gdy warzywa zmiękną dodajemy groszek cukrowy i doprawiamy do smaku. Chwilę gotujemy i podajemy posypane posiekanym koperkiem lub kolendrą.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Co za kolory! Pasuje do pogody za oknem :) P.S. Też śpię z książkami, przynajmniej nie chrapią ;p
OdpowiedzUsuńporywam całą miseczkę. kocham tego typu dania;)
OdpowiedzUsuńTakie kolory i smaki bardzo pozytywnie nastrajają mnie zimową porą :)
OdpowiedzUsuńKa.wo, faktycznie, kolorowo i słonecznie, ale u mnie za oknem szaro-buro. Zazdroszczę pogody! haha, tylko jak się naoglądam to potem nie mogę spać, bo mi się jeść chce:)
OdpowiedzUsuńMalwino, bardzo się cieszę, smacznego:)
Turlaczku, mnie również, od razu robi się tak jakoś cieplej i lepiej.
Pozdrawiam!
No, no, zamiast Australijczyka Nigella w lozku :)) Gdybym tylko mogla i ja bym sypiala z ksiazkami kucharskimi :) Nigella przyleci do mnie dopiero w lutym razem z moja mama. Juz sie nie moge doczekac :) Co do curry...brzmi pysznie. Musze wyprobowac przepis i stwierdzic czy to moje smaki :)
OdpowiedzUsuńJa obrazki z kulinarnych książek najczęściej oglądam w weekendowe popołudnia. Ach! Uwielbiam się w tych zdjęciach zatapiać. A potem popadać w kompleksy nad tym, że te zdjęcia takie ładnie wystylizowane, w takiej ślicznej oprawie. A moje są tylko "jako takie"... ;)
OdpowiedzUsuńCurry bardzo fajne. Lubię dania tego typu. Tyle tylko, że z ich przygotowywaniem muszę czekać na przyjazdy mojej Cioci - a to zdarza się 1-2 razy do roku, więc...
Ściski! :)
Lubię curry :-) Oglądam książki i gazety z przepisami zawsze kiedy nie mogę usnąć. Buziaki ;*
OdpowiedzUsuńPo składniki trzeba wybrać się do delikatesów, ale patrząc na zdjęcie potrawy - naprawdę warto! Takie soczyste kolory i na pewno jest pyszne
OdpowiedzUsuńhttp://wlodarczyki.net/mopswkuchni/
Śliczne to curry :-) Ja też sypiam z książkami przy poduszce - prawie 2 miesiące spałam z Hamelmanem jak go dostałam ;-)
OdpowiedzUsuńMajko, ja mam na szczęście duże łóżko i brak w nim towarzystwa to na książki pozwolić sobie mogę:) Początkowo byłam sceptycznie nastawiona do tej nowej Nigelli, teraz mi się coraz więcej podoba, choć żałuję, że mało tam potraw wegetariańskich. Curry wyszło smaczne choć bez "wow":)
OdpowiedzUsuńOliwko, tylko wiesz.. Ty i gotujesz i fotografujesz sama, a w pro książkach jest specjalny stylista zazwyczaj,który nad wszystkim czuwa, nie wspomne o przeróżnych trikach z niejadalnych produktów których sie używa, żeby potrawy na zdjęciach ładnie wyglądały. poza tym trening czyni mistrza, a i takie oglądanie dużo daje pozytywnego:)
Kasiu, to ja mam odwrotnie, jak je oglądam to nie mogę usnąć;)
Mopsie w kuchni, jest słoneczne i rozgrzewające, bo dość ostre, ale smakowite:)
Aniu, ooo jakbym na wieczór oglądała książki z pieczywem to bym chyba w ogóle nie mogła zasnąć:) Zazdroszczę książki!
wspaniałe kolory!
OdpowiedzUsuńMoje smaki. Moje zapachy. Moje aromaty. Zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńja tez sypiam z książkami kucharskimi :P
OdpowiedzUsuńno fajne curry
och, och, och!
OdpowiedzUsuńpoproszę porcyjkę tych wspaniałości!
Paulo, i pyszne smaki:)
OdpowiedzUsuńKasiu, bardzo się cieszę, że trafiłam w Twój
gust!
Alu, a z jaką ostatnio?:)
Karmelitko, zapraszam, jeszcze jest!
Wow, jakie cudo! Jakie kolory! Bomba ,no!:)
OdpowiedzUsuńMajanko, dziękuję!
OdpowiedzUsuńMarta a z taką o pięciu przemianach
OdpowiedzUsuńDieta długowieczności. Gotowanie według Pięciu Przemian
http://merlin.pl/Dieta-dlugowiecznosci-Gotowanie-wedlug-Pieciu-Przemian_Barbara-Kuligowska-Dudek/browse/product/1,813204.html
świeżutki nabytek :P
Mnie się też zdarzyło zasypiać w towarzystwie Nigelli. Najgorsze jest to, że jej książka jest strasznie ciężka i trudno się ją przegląda w łóżku.
OdpowiedzUsuńDanie prezentuje się bardzo ładnie kolorystycznie.
Alu,no to nie dość że smacznie to i zdrowo! Fajna książka!
OdpowiedzUsuńHaniu-kasiu, faktycznie ciężkawa jest i na leżąco ciężko ją oglądać, ale i tak sobie nie umiem odmówić:)
Ja też lubię sobie pooglądać obrazki przed pójściem spać. A potem budzę się na twardej okładce ;).
OdpowiedzUsuńp.s. zjadłabym takie curry ;D
Holgo, hah, ja na szczęście w porę odkładam i ląduję na poduszce:) a na curry zapraszam!
OdpowiedzUsuńKorniczku, ja też z książkami ale odkładam je na fotel obok przed snem... I tez nie moge wtedy zasnąć, bo a może to, a może nie... to i tak dalej, ale znasz to przecież. Jeśli chodzi o skadniki na zupę musiałaby kilka dni poszukiwać i... nie udałoby mi sie na pewno zdobycie oliwy czosnkowej(wiem, można samemu, ale czasu potrzeba)i pasty z tamandarynowca. Co zrobić tylko 45 tys. ludzi... i na pewno nikt takich dziwactw nie potrzebuje...
OdpowiedzUsuńBuziaki!
Ewelajno, pastę z tamaryndowca można zastąpić sokiem z limonki a oliwę czosnkową, zwykłą.. wiadomo, że to nie to samo, ale czasem trzeba sobie radzić:)
OdpowiedzUsuń