Belgia. Leuven. Antwerpia. Bruksela

piątek, 9 października 2009

Belgia. Leuven. Antwerpia. Bruksela

Długo było tu cicho, ale po powrocie z mojego ostatniego wakacyjnego wypadu musiałam ogarnąć kilka spraw. No i nie mam (jeszcze) w swoim mieszkanku czegoś, w czym dałoby się piec, więc wszelkie kulinarne działania są możliwe tylko w weekendy u rodziców. Ale już coś upichciłam, zaprezentuję później. Teraz trochę o wyprawie do Belgii.
Sporo się podczas tego wyjazdu najeździłam pociągami. Charleroi-Bruksela-Leuven-Antwerpia-Bruksela-Charleroi. I tak podróżując i patrząc przez szybę, doszłam do wniosku, że spodziewałam się zupełnie czegoś innego. Jadąc z jednego miasta do drugiego widzimy pola, koniki, domki z cegieł, posprejowane stacje kolejowe i opustoszałe ulice. A gdzie tu ta wielka Europa? Cisza i spokój, nic się nie dzieje.
Głównym celem mojego wypadu było Leuven i odwiedziny koleżanki będącej na Erasmusie. Studenci stanowią tam ponoć 40% liczby mieszkańców. Dlatego też od razu po wysiadce z pociągu zostałam zaprowadzona na erasmusową imprezę.

To pierwsza impreza na walizkach, w jakiej miałam przyjemność brać udział. Co najśmieszniejsze, po powrocie do Polski również czekała mnie impreza, na którą oczywiście wybrałam się z walizką prosto z samolotu.


Jakoś w całej Belgii brakowało mi klimatu, który jak dla mnie ma w sobie np. Szwecja. Leuven to małe miasteczko, dużo tam studentów, ale nic zaskakującego w sobie nie ma. No może oprócz tego, że prawie na każdym rogu można się natknąć na jakiś dziwny pomnik. Nie do końca jednak wiadomo, po co niektóre pomniki się w danym miejscu znajdują i jakie mają odniesienie do miasta, jak na przykład mucha nadziana na wielką igłę koło biblioteki. Ale fajnie, zawsze to coś ciekawego.
Antwerpia natomiast zaskoczyła mnie... dworcem. Z zewnątrz budynek w stylu starego, olbrzymiego ratusza, natomiast w środku nowoczesny i minimalistyczny, betonowy i sterylny. Mieszkańcy Antwerpii potrafią zaskakiwać, jeśli chodzi o budowle. Bo umieszczenie domu handlowego w starym budynku przypominającym pałacyk, z ogromną kopułą zrobioną z kolorowego szkła zamiast dachu oraz sztukaterią na schodach i wielkim dziedzińcem, to raczej mało popularne rozwiązanie.
Ale niespodzianek ciąg dalszy - park, po którym jak gdyby nigdy nic kicają sobie króliki. I to nie dwa czy trzy, ale całe stado. Kicają sobie wokół jeziorka, wykopują norki, skubią sobie trawkę, przepychają z gołębiami. Niespotykany widok.

I przyszedł czas na Brukselę - jak dla mnie miasto czekolady i Manneken Pisa, czyli sikającego chłopca. Od ilości sklepów z czekoladą może zakręcić się w głowie. Jeszcze bardziej zakręcić się w głowie (i żołądku) może po kosztowaniu tychże słodyczy zaglądając do sklepów z degustacją. Tym sposobem najadłam się czekolady na cały miesiąc;)
Kupno czekoladowych specjałów to nie lada wyzwanie. Nie tylko ze względu na ilość sklepów, ale i na wybór, jaki oferują. Bo jest ogromny i trzeba się nieźle nachodzić, by zwiedzić te najpopularniejsze i najlepsze sklepy z czekoladą i wybrać kilka, kilkanaście pralin. Swoją drogą trafiłam na taki sklep, gdzie aby móc złożyć zamówienie, trzeba było wziąć numerek i czekać na swoją kolej, choć w środku były może 2-3 osoby.
Manneken Pis to wspomnienie z dzieciństwa. Nie byłam wcześniej w Brukseli i nie widziałam go na oczy, ale mam takie wspomnienie z domu dziadków, u nich bowiem w łazience stał obrazek z siusiającym chłopcem, zupełnie niepodobnym do oryginału, ale jednak.
Niestety ktoś wpadł na dziwny jak dla mnie pomysł, by sikającego chłopca przebierać czasem w różne stroje. I tak na mój przyjazd wyposażono go w zielony garniturek. Czy ktoś wyobraża sobie Syrenkę w Warszawie ubraną w suknię balową albo króla Zygmunta w dresie?
Inną ciekawą rzeczą w Brukseli był biały domek, a właściwie dwa. I nie byłoby w nich nic dziwnego, gdyby nie fakt, że stoją sobie one tuż za budynkiem Parlamentu Europejskiego.
Belgia potrafi zaskoczyć.


4 komentarze

  1. Ciekawa jestem, czy widzialas béguinage w Leuven ? Czesto zawoze tam odwiedzajacych nas znajomych i béguinage i jego historia, zupelnie nam w Polsce nie znana, robi na nich zawsze duze wrazenie. A spod Parlamentu mam podobne zdjecie zrobione latem, kiedy ta laka wokol tych domkow uslana jest margarytkami. Belgia sielska i anielska jednym slowem ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. miss_coco, byłam:) miałam to szczęście, że moja koleżanka pojechała do Leuven na erasmusa, a tam dla nowo przybyłych studentów ogranizowali wycieczki, więc miała okazję poznać miasto, a później zabrać mnie w ciekawsze miejsce, takie jak to. A jeśli chodzi o łąkę, to trochę byłam zdziwiona, kiedy ją zobaczyłam;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Swietne zdjęcia, gratuluje!

    OdpowiedzUsuń
  4. Chętnie kiedyś się tam wybiorę ;)

    OdpowiedzUsuń

Skrobniesz coś? Dziękuję!